Trzy lata temu na jednym z warszawskich cmentarzy pożegnaliśmy wspaniałego człowieka, fotografa i nauczyciela - Leonarda Karpiłowskiego.
Odszedł nagle i niespodziewanie 4 grudnia 2014 roku.
Był wybitnym teoretykiem fotografii, jej popularyzatorem i wykładowcą. Uczniem legendarnego Witolda Dederki.
O fotografii wiedział wszystko. I wspaniale potrafił się dzielić tą wiedzą.
Jest autorem książek „Fotografia wielkoformatowa” (2000), „Aparaty średnioformatowe” (2002) oraz „Światła i cienie w fotografii (2008) - ta ostatnia otrzymała wyróżnienie w I Konkursie na Fotograficzną Publikację Roku. Jest najpopularniejszą pozycją wśród książek autora - to przewodnik dla tych, którzy "mają opanowaną technikę, a potrzebują użytkowej wiedzy o świetle".
Był wybitnym fotografem, współzałożycielem Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej - Stowarzyszenia Twórców, w którego Zarządzie pracował w latach 1995-2000, członkiem wielu grup twórczych (m.in. Fakt i A-74). Pierwsza, „Rytm”, miała miejsce w 1976 roku. Ile ichbyło, indywidualnych i zbiorowych...? W jednym ze swoich wywiadów Leonard Karpiłowski powiedział żartobliwie: „Przyznam szczerze, że kiedyś skrzętnie notowałem każdy swój udział w wystawie. Doszedłem do pięćdziesięciu i przestałem liczyć.”
Fotografią zajmował się warsztatowo i praktycznie. Od 1993 roku dużo publikował - głównie artykuły z zakresu techniki i technologii fotografii, ale także jej estetyki. Stała rubryka „Okiem Leonarda” ("FotoKurier") - cieszyła sie ogromną popularnością - czytelnicy przesyłali swoje zdjęcia do krytyki i oceny - na kilku stronach Leonard Karpiłowski przeprowadzał ich wnikliwe analizy.
"Najlepiej ze wszystkich motywował do nauki, szczególnie poprzez mądre stosowanie pochwał i zachęt do doskonalenia warsztatu. Często zachwycał się kolejnymi rocznikami młodych, zdolnych osób, które zaczynały dopiero swoją przygodę z fotografią. I co charakterystyczne: mówił więcej o ludziach niż o ich pracach. Nie dlatego, żeby prace mu się nie podobały, ale ważniejszy od nich był dla niego zawsze człowiek, autor zdjęć." - czytamy w pożegnaniu wybitnego wykładowcy na stronie Warszawskiej Szkoły Reklamy słowa Dyrektora Sławomira Wojtkowskiego.
Znałam Leonarda - przyjechał na Diastar w Starachowicach dwukrotnie (2008 i 2009) - ze sprzętem, który mogliśmy testować do woli, z drukarkami, z kompletnym studiem... Ujmowała jego bezpośredniość, cierpliwość, ciepło, uśmiech, dar opowiadania. Każdego wieczoru po oficjalnej części warsztatowo-pokazowej miał dla nas czas i opowieści. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się zdenerwował :) miał ogromne poczucie humoru i dystans do siebie. Ludzie lgnęli do niego.
Polubliśmy się bardzo i niejednokrotnie dzięki jego zaproszeniu mogłam robić zdjęcia w fantastycznie wyposażonych studiach; choć niewiele z tego rozumiałam wtedy, Leonard cierpliwie i przystępnie tłumaczył zawiłości pracy z oświetleniem studyjnym; pierwsze moje pomiary światłomierzem odbyły się pod jego okiem :)
Specjalnie dla mnie, żebym mogła do tego wrócić i przetrawić napisał kilka miniporadników "studyjnych" w wersji elektronicznej.
Nie połknęłam bakcyla fotografii studyjnej, dużo bardziej zaciekawiło mnie podglądanie pracy w studio - to w Studiu Praga na Grochowskiej powstał mój pierwszy prawdziwy reportaż - kulawe te zdjęcia pod względem technicznym, ale autentyczne i dla mnie mają ogromną wartość sentymentalną. Możliwość fotografowania fotografów przy pracy jest bezcenna :)
Zaprzyjaźniliśmy się do tego stopnia, że kiedy Robotniczemu Stowarzyszeniu Twórców Kultury w Świdniku przyszło organizować alterDiastar w 2013 roku, nie wyobrażałam sobie nikogo innego jako przewodniczącego Jury.
W studiu "Fotoland", dzięki uprzejmości właścicieli, Marioli Drwal i Arkadiusza Rejmaka, poprowadził warsztaty fotograficzne z udziałem dwóch modelek. Przez cały świdnicki alterDiastar towarzyszyła mu TVP Lublin, patron medialny wydarzenia.
Na wystawie "Starszego sprzętu foto" (przygotowanej przez Sywestra Antoniego Muszyńskiego, Mieczysława Przychodzkiego i Zygmunta Szponara, Centrum Kultury w Świdniku) opowiadał "Panoramie Lubelskiej" o fotografii analogowej prezentując kolejne eksponaty; w Piaskach była z nami ekipa magazynu kulturalnego "Afisz".
Kiedyś zachorowała modelka, której Leonard miał robić zdjęcia - ociągałam się, bo przyjechałam do studia z Lublina w bojówkach i ciężkich butach, golfie i sportowej kurtce - no jak tu pozować w zastępstwie...? Z podręcznej gardroby wybrałam czarna koronkową bluzkę, nobliwą białą i białe rękawiczki... W trakcie sesji powstały dwa moje najładniejsze portrety... "Czarny" i "Biały" - jak je roboczo nazwał Leonard...
Te zdjęcia i książka z jego dedykacją - to moje cenne pamiątki.
Minęły już 3 lata, a my, alterDiastarowicze, ciągle wspominamy Leonarda i z roku na rok brakuje go bardziej...