Portret rodzinny kojarzy mi się ze zdjęciami, które w dzieciństwie pokazywała mi babcia. Były to piękne, czarno-białe zdjęcia wykonane w zakładzie fotograficznym. Co je wyróżniało? Kobiety
i mężczyźni byli ubrani w odświętne stroje, dziewczynki miały na sobie sukienki, zaś chłopcy prezentowali się w krótkich spodniach na szelkach. Papier, na którym były wykonane odbitki, był na odwrocie pożółknięty. Takie migawki pojawiają się przed moimi oczami.
Niestety moi rodzice nie mają w albumach takich zdjęć. Czasy się zmieniły. Dzisiaj zdjęcia rodzinne wykonuje aparat w telefonie, bądź lustrzanka. Zdjęcia w ogromnych ilościach najczęściej zalegają na karcie pamięci w telefonie, na dysku komputera, może nawet na zakurzonych płytach CD. W konsekwencji zapominamy o tych chwilach zatrzymanych w kadrze podczas wspólnych wakacji czy uroczystości rodzinnych. A przecież zdjęcia nie mają służyć tylko nam, ale być kiedyś pamiątką, którą przekażemy naszym dzieciom albo wnukom.
Rozmyślania nad sensem fotografii i jej roli, zainspirowane książkami Susan Sontag „O fotografii” oraz Rolanda Barthesa „Światło obrazu. Uwagi o fotografii”, skłoniły mnie do wysłania zgłoszenia do projektu Portret rodzinny na 100-lecie odzyskania niepodległości. Jest to część akcji zorganizowanej przez miasto stołeczne Warszawa z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. Ponadto, warszawiacy mogą wpisywać się do Wielkiej Księgi Wolności, która wraz z portretami rodzinnymi, wykonanymi przez portrecistę Filipa Ćwika, zostanie zakopana w kapsule czasu na 100 lat. Z pracami Filipa Ćwika po raz pierwszy zetknęłam się w grudniu 2017 roku w Instytucie Fotografii Fort, gdzie odbywała się wystawa wieńcząca projekt „Portret osobisty, czyli bliskie spotkanie z…” Z całej wystawy najbardziej zapadł mi pamięć portret kobiety z długimi włosami, okalającymi twarz, który wykonał właśnie Filip Ćwik.
Przyznam szczerze, iż nie liczyłam, że dostaniemy zaproszenie na sesję portretową. Jakaż była moja radość, kiedy otrzymałam wiadomość e-mail z potwierdzeniem terminu spotkania z fotografem. Nasza sesja odbyła się 24 czerwca w Studio 810. Spotkanie z Filipem Ćwikiem było dla mnie wyjątkowe. Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć, jak pracuje portrecista z osobami portretowanymi. Łatwość,
z jaką ustawiał naszą trzyosobową rodzinę do zdjęć, zdradzała duże doświadczenie.
Po sesji zapytałam, czy zgodziłby się na krótką rozmowę o projekcie. Ku mojej ogromnej radości zgodził się i kilka dni później spotkaliśmy się przy ulicy Elsterskiej 3A w Warszawie, gdzie mieści się profesjonalne studio Filipa Ćwika i Moniki Szewczyk-Wittek.
PS: Jak to się stało, że to właśnie Ty zostałeś zaproszony do wzięcia udziału w tym projekcie?
FĆ: Rok temu, dokładnie 4 czerwca, Dom Spotkań z Historią zorganizował piknik rodzinny „Świętujemy wolność”. W ramach tego eventu wykonywałem portrety rodzinne w zaaranżowanym na dworze studio. Zainteresowanie portretami było bardzo duże i myślę, że chyba wtedy zrodził się pomysł projektu Portret Rodzinny na 100-lecie. Dzisiaj nie wiemy, kto dokładnie był pomysłodawcą projektu, zdania w tym temacie są podzielone. Dom Spotkań z Historią twierdzi, że to był mój pomysł, a ja, że pomysłodawcą był Dom Spotkań z Historią (śmiech).
PS: Rozumiem, trzymajmy się zatem Twojej wersji. Jakie były pierwsze emocje, które pojawiły się w Tobie, kiedy dowiedziałeś się, że to Ty będziesz realizował projekt? Miałeś jakieś chwile zawahania, bądź wątpliwości?
FĆ: Byłem podekscytowany, bo czy może być coś piękniejszego, kiedy robisz to, co lubisz i pewnego dnia przychodzi do ciebie ktoś, kto mówi: my nie chcemy od ciebie nic więcej ponad to, co robisz. To jest przepiękne. Ale była również chwila refleksji. Moja część projektu wymaga dużego zaangażowania, ponieważ składa się na nią wiele elementów, tj. spotkanie z bohaterem zdjęcia, wykonanie fotografii, retusz, przygotowanie prac do wydrukowania odbitek i drukowanie odbitek. Wymaga to ode mnie bardzo dużego nakładu pracy i tym samym czasu.
PS: Czy dostałeś jakieś wytyczne odnośnie do portretów?
FĆ: Nie, miałem pełną swobodę w tym zakresie.
PS: Na Twojej stronie internetowej przeczytałam, że najważniejsza jest dla Ciebie energia, która płynie między Tobą a osobą portretowaną. Jak to się ma do portretu rodzinnego? Wyobrażam sobie, że na umówioną godzinę do Twojego studia wchodzi kilka osób, a na sesję masz niewiele czasu. Nie ma też czasu na dłuższą rozmowę, żeby poznać osoby portretowane.
FĆ: Rzeczywiście nie ma czasu, ale to, o czym Ty mówisz to coś zupełnie innego. Ja w jasny sposób rozróżniam portret osobisty, prywatny, zbiorowy, artystyczny czy właśnie portret rodzinny. Ten ostatni jest najprostszą formą portretowania. W trakcie wykonywania fotografii każdej rodzinie, muszę zadbać przede wszystkim o ładną kompozycję i światło. Celem naszego spotkania jest bowiem stworzenie pamiątki dla potomnych.
PS: Masz za sobą cztery dni sesji w ramach projektu. Czy w trakcie tych spotkań zdarzyły się jakieś sytuacje dziwne, zabawne? Coś szczególnie zapisało się w Twojej pamięci?
FĆ: Zdarzają się różne sytuacje, ale większość z nich była pozytywna. Te negatywne raczej wynikały z niezrozumienia idei projektu Portret rodzinny na 100-lecie odzyskania niepodległości. Przede wszystkim zaskoczyło mnie ogromne zainteresowanie. Miejsca znikały w ciągu kilku minut. Z tego, co wiem, na najbliższy termin wpłynęło kolejnych 300 zgłoszeń. To jest bardzo miłe. Bardzo cieszy mnie to, że ludzie, którzy przychodzą do studia, czerpią radość z uczestnictwa w projekcie i mają ogromną potrzebę sportretowania się, by móc potem przekazać ten portret przyszłym pokoleniom. Studio 810 ma właśnie taką ideę – chciałbym, żeby ludzie zatrzymali się na chwilę i zastanowili się czym jest portret. Podejście jest oczywiście różne, ponieważ część rodzin, tak, jak Wy, przygotowuje się do sesji, część - nie.
PS: To nie jest standardowy projekt, gdyż zakłada, że Twoje prace zobaczą dopiero przyszłe pokolenia. Być może po wykopaniu kapsuły czasu zostanie zorganizowana wystawa. Czy czujesz, że te fotografie są swego rodzaju pomnikiem, który zostawisz po sobie?
FĆ: Nie, absolutnie nie. Myślę o tym w kategoriach skarbu, który najpierw zostanie zakopany, a po 100 latach ktoś go odkopie. Wtedy będziemy mieć do czynienia z zupełnie inną wartością – bardziej sentymentalną. Z tych zdjęć będzie można wyczytać, jak wyglądaliśmy, jak się ubieraliśmy, jakie mieliśmy fryzury, do jakiej klasy społecznej należeliśmy. Sam kolekcjonuję fotografie z XIX wieku i je analizuję. Naprawdę dużo można się dowiedzieć o historii osób uwiecznionych na zdjęciu, np. czy mają swoje ubrania czy pożyczone, czy pochodzą z rodziny chłopskiej czy inteligenckiej, ale również o tym, gdzie zostało wykonane zdjęcie. Oczywiście nigdy nie będziemy mieć pewności, na ile te wnioski są trafne, ale uruchamia się wyobraźnia, rusza detektywistyczny proces.
PS: Czy przyjeżdżają do Ciebie rodziny spoza Warszawy?
FĆ: Tak, na chwilę obecną sportretowałem dwie takie rodziny.
PS: Ustawienie naszej trójki do portretu zajęło Ci dosłownie chwilę. Skąd czerpiesz inspiracje? Przeglądasz stare fotografie? A może improwizujesz?
FĆ: Oglądam mało zdjęć, ponieważ większość obrazów utrwala się w mojej pamięci. To z kolei przy pracy nad projektem artystycznym przeszkadza mi, bo wtedy przestaję działać w kategoriach twórczych i staję się odtwórcą. Odpowiadając zatem na Twoje pytanie – improwizuję.
PS: Fotografujesz tylko w świetle naturalnym?
FĆ: Nie, rodzaj oświetlenia dopasowuję intuicyjnie do fotografowanej osoby. Moje doświadczenie wynika z prawie 20 lat pracy fotoreporterskiej. Uważam, że to świetna szkoła, bo pracuje się w różnych warunkach. Przykładowo zdarzało się, że miałem 30 sekund na wykonanie zdjęcia na okładkę do Newsweeka. Nie ma wtedy czasu na zastanawianie się. Jest stres, a ty musisz działać.
PS: A czy zdjęcie Twojej rodziny również znajdzie się w kapsule czasu?
FĆ: Jeszcze nie wiem.
PS: Zdjęcia mają zdolność przekazywania emocji, informacji, tego, co artysta chce powiedzieć. Czy są jakieś wartości, które chciałbyś poprzez te portrety przekazać przyszłym pokoleniom?
FĆ: To jest trudne pytanie. Właściwie to nie zastanawiałem się nad tym czy chciałbym coś przekazać, a tym bardziej nad konkretnym przekazem. Wydaje mi się, że to nie jest moja rola. Moją rolą jest fotografowanie. Natomiast z chęcią posłuchałbym tego, co mieliby do powiedzenia krytycy. Spodziewam się, że współcześni krytycy powiedzieliby, że nie wnoszę nic nowego. Co więcej mogliby powiedzieć, że posługuję się starym stylem fotografowania.
PS: Poza kapsułą czasu, w której zostaną umieszczone portrety, jest jeszcze Warszawska Księga Wolności, w której można napisać kilka słów od siebie dla przyszłych pokoleń. Czy planujesz wpisać się w Księdze?
FĆ: Tak, myślę, że zrobię to w formie otwartego listu. Zastanawiam się, na co powinienem położyć nacisk, co jest dla mnie ważne. Dochodzę do wniosku, że chciałbym, żeby ludzie dbali o siebie nawzajem, pielęgnowali relacje i nie ograniczali ich tylko do porozumiewania się poprzez media społecznościowe, ale spotykali się ze sobą w realu. Życzyłbym nam więcej autorefleksji i większej wrażliwości na otaczający nas świat, na środowisko. Jesteśmy przecież jednym, wielkim organizmem.
Te ostatnie słowa Filipa Ćwika mocno wbiły mi się w pamięć. Sprawiły, że zrozumiałam, jak wielką moc może mieć Księga dla przyszłych pokoleń z uwagi na różne przesłanie kierowane z przeszłości.
Jeśli chcecie zobaczyć niektóre portrety rodzinne wykonane przez Filipa Ćwika lub realizowane przez niego projekty, koniecznie zajrzyjcie tutaj:
https://www.instagram.com/studio810/
https://www.facebook.com/studio810warsaw/