Czy my, fotografujące kobiety, mamy trudniej?
Fotograf to jednak bardziej męski zawód - pomijam niektóre specjalności, które są domeną kobiet - wymaga wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Są także miejsca, do których my, fotografujące kobiety, nie możemy się dostać właśnie ze względu na płeć.
Kilogramy sprzętu, robota w biegu, praca o dziwnych porach dnia i nocy, sporo czasu poświęcone na postprodukcję. I dyspozycyjność.
Do tego zazwyczaj mamy dom, dzieci, pranie, gotowanie, sprzątanie, zakupy. I rzadko na tyle wyrozumiałego partnera/męża, żeby podołać zawodowi profesjonalnego, pełnoetatowego fotografa... Do tego czasem pełne wyższości spojrzenia mężczyzn fotografów. Koleżanka stojąc kiedyś pod kościołem, z aparatem jeszcze w torbie, usłyszała z pretensją od jednego z gości "Fotografa jeszcze nie ma - podobno to jakaś baba". O ile pretensja o spóźnienie być może uzasadniona, o tyle "baba" już nie...
A jednak my, baby, radzimy sobie z tym zawodem całkiem nieźle. Piszę "baby", ale nie babochłopy :) sama mam 1,60 wzrostu i ważę tyle co worek cementu. Mój aparat nie należy do najlżejszych, zwykle na sesję plenerową zabieram mniej więcej pięciokilogramową torbę. Czasem zabieram też monopoda, żeby mieć się czym podpierać po sesji :) to niecały kilogram.
I zwykle pracuję na obcasach, w żakiecie, eleganckich spodniach, bo jak cię widzą tak cię piszą - fotograf zawód artystyczny, tak, i wybór ubioru na zlecenie to indywidualna sprawa, ale nie wyobrażam sobie siebie na fotografowaniu w kościele w wyciągniętym swetrze i dżinsach. I równie eleganckim obuwiu... Albo obsługi konferencji w dresie... A znam takie przypadki nie tylko z opowiadań. Zbyt odstrojona, na zbyt wysokich obcasach też nie jestem wiarygodna; i nie dam rady pracować - "złoty środek" musicie znaleźć same, fotografujące Damy :)
Zwykle jednak nasza robota nie ani tak jest łatwa ani przyjemna, jak to wygląda dla postronnego odbiorcy. Obstawiam, że 95% z nas przeszło fotografowanie na ślubach - zaczynamy u znajomych, potem pierwsze płatne zlecenie i kolejne. Czasem naprawdę ciężko być Fotografującą Damą - wziąwszy pod uwagę niektóre teksty "zdezynfekowanych" ślubnych gości... Chrzciny i komunie to trochę lepsza sytuacja, przyjęcia zazwyczaj w rodzinnym gronie, ale tu także istnieje ryzyko - zbytniego "wejścia" w klimat i spoufalenia się. Oczywiście jeszcze gorzej jest, jeśli o zdjęcia w tych trzech przypadkach proszą nas znajomi.
Dlatego w pracy nie piję (jestem kierowcą), nie jem (wyjątkiem jest wesele), palenie rzuciłam dawno temu :)
Do tego czasem dochodzą komentarze i zaczepki - pracujemy z ludźmi i jest to normalne, ale czasem trudno się powstrzymać nie tylko od komentarza, ale także od ciosu aparatem. Zdarza się, że traktują cię jak świezo kupionego niewolnika, a nie pracownika na zlecenie...
O trudnych zleceniach i propozycjach - innym razem.
Ktoś mi zarzuci, że zniechęcam kobiety do bycia fotografem. Ależ skąd! To wspaniały zawód i daje mnóstwo satysfakcji. Czasem nawet finansowej... :) Dodatkowym bonusem są sytuacje, kiedy słyszy się od Klienta "Praca z panią to przyjemność" albo od człowieka, który zaczepia mnie na ulicy: "O! to pani sfotografowała tak świetnie moją córkę". Albo kiedy przychodzi Klient i mówi, że przychodzi z polecenia, widział zdjęcia i też chce sesję... Albo kolega/koleżanka po fachu mówią "świetna fota".
Jedno z moich najbardziej budujących doświadczeń bycia kobietą fotografem wywodzi się z... Nikiszowca - zawędrowałyśmy tam z koleżanką Kasią zwabione klimatem zdjęć z Internetu. Dwie kobitki z aparatami przemierzające starą górniczą dzielnicę Katowic budziły sympatię i spotykały się z życzliwymi komentarzami. Kilku górników w strojach galowych zdecydowało się nam pozować z własnej woli :) dopiero jakieś dwa lata później dowiedziałam się, że to nie jest zbyt bezpieczne miejsce...
Artykuł jest subiektywny, owszem, a jaki a być...? Napiszecie na forum o Waszych zawodowych wrażeniach, fotografujące obiektywne Dziewczyny i Kobiety...?
Trudno być Damą z Aparatem...? :D