Onegdaj Internet zelektryzowała wiadomość o sporze dwóch pań: fotografki i klientki.
Oto Katie Lieopold, obywatelka USA, zamówiła u fotografki Lindy Silvestri, swojej rodaczki, sesję "narzeczeńską".
Narzeczeni, jak to większość Amerykanów, hmmm... nie byli wagi piórkowej. Koguciej zresztą też nie...
Fotografka - od razu piszę, że wcale jej nie usprawiedliwiam - zapewne kierując się dobrą, wolą obejrzawszy zdjęcia - odchudziła parę narzeczonych o łącznie jakieś 50 kg, sądząc po fotach.
Pani Katie zobaczywszy rezultat pozowania oburzyła się, że ona i jej wybranek tak nie wyglądają. I zażądała zwrotu pieniędzy za sesję.
Z kolei fotografka, rozgoryczona taką niewdzięcznością i zapewne koniecznością zwrotu części pieniędzy, "pochwaliła się" zdjęciami "przed" i "po", i to na Facebooku...
Ktoś zawinił? Jaka jest granica ingerencji w zdjęcie? Czy mam prawo zdecydować za Klienta czy wyprostowac mu nos, zmniejszyć uszy czy odchudzić o kilka kilogramów...?
Piszcie na forum.