Veniamin Leontievich Metenkov, urodzony w 1857 roku w drobnomieszczańskiej rodzinie. Po raz pierwszy zetknął się z fotografią podczas rodzinnego wyjazdu do Moskwy, gdzie wszyscy pozowali do pamiątkowego zdjęcia.
w 1875 roku otrzymał posadę pisarza w kopalni złota - był to także dla niego początek nauki rzemiosła fotograficznego - dokumentował pracę... górników.
W 1883 roku osiadł w Jekaterynburgu, gdzie otworzył sklep ze sprzętem fotograficznym - był "przedstawicielem handlowym" takich firm jak Carl Zeiss czy Goerz Kodak. Wśród oferowanych produktów znalazły się także materiały fotograficzne i odczynniki. W budynku mieściło się także atelier. Robił głównie portrety oraz zdjęcia miast, wiosek i fabryk Uralu. Nakręcił kilka filmów dokumentalnych - film był nowym medium, którym także zajął się Metenkov.
Podczas I wojny światowej opuścił Jekaterynburg i w 1919 przeniósł się do Tomska; w 1920 jego dom został wywłaszczony, a archiwum przepadło.
Dwa lata później wrócił do Jekaterynburga. Dokumentował życie miasta i jego mieszkańców. Jego fotografie "studyjne" "Tydzień Jekaterynburski" określił jako bardziej "przypominające obrazy mistrzów malarstwa" niż zdjęcia.
Dziś w jego domu, przy ulicy Karla Liebknechta 36 (dawniej Wozniesienskij Prospekt) mieści się Muzeum Historii Jekaterynburga.
Muzeum organizuje warsztaty, spotkania z kulturą dla dzieci i dorosłych; do dyspozycji zwiedzających jest kawiarenka.
Mój absolutny zachwyt wzbudził mieszczący się na parterze komis ze sprzętem foto i video - nie tylko tym nowszym, ale i unikalnymi egzemplarzami. Półki dosłownie uginały się po ciężarem książek i czasopism - oczywiście archiwalnych, w większości po rosyjsku - poświęconych fotografii; wszystko na sprzedaż. Ceny naprawdę rozsądne... normalnie raj :) spędziłam tam mniej więcej tyle czasu ile na oglądaniu ekspozycji muzeum - i choć przeszklonych gablot nie było tam wiele, to zrobiłam kilka okrążeń, żeby dokładnie przyjrzeć się poszczególnym sprzętom.
Miałam ochotę na Kieva 66, a wyszłam stamtąd tylko ze... światłomierzem - selenowym, kolekcjonerskim egzemplarzem Leningrada 2. Traktuję go jak amulet :)
Dlaczego piszę o odległym o 3,5 tys. km. od Warszawy muzeum fotograficznym w mieście na Uralu...? Bo dziś minęło 6 lat od kiedy wróciliśmy z Rosji do Polski po półrocznej przygodzie zamieszkiwania w dawnym Swierdłowsku... parę dni temu podczas preludium świątecznych porządków skądś wypadły mi bilety i... postanowiłam napisać o tym, jakie wrażenie zrobiło na mnie Muzeum.
Dla rosyjskojęzycznych Czytelników i Czytelniczek - możecie sami zajrzeć na stronę Muzeum.
Niestety, webmaster nie przewidział wersji anglojęzycznej... :)