O czym mowa?
O kadrowaniu - "romans wszechczasów", "kultowy", "arcydzieło" - "Casablanca", z niezapomnianymi rolami Ingrid Bergman i Humphrey'a Bogarta, jak wieść niesie, stała się legendą z jeszcze jednego powodu.
Otóż reżyser, Michael Curtiz, miał problem z pokazaniem obok siebie dwójki głównych bohaterów - Ingrid Bergman była wyższa od swojego filmowego partnera - mimo, że ten nosił buty na koturnie. Ponoć do ujęć we dwoje musiał stawać na stołeczku, bo mężczyzna według ówczesnych żelaznych zasad, jednak powinien być wyższy od kobiety...
Powstał problem ze stołkiem - stąd ujęcie do kolan.
Nie znalazłam innego lepszego ujęcia z filmu, żeby zilustrować ów kadr; w dodatku Ingrid Bergman siedzi, a Bogart jest "obcięty" powyżej kolan :)
Od tamtej pory takie ujęcie jest nazywane planem amerykańskim, obok siedmiu innych jest kanonem do opanowania dla adeptów każdej "filmówki". Najczęściej jest używane do pokazywania rozmawiających osób. Za chwilę ujęcie amerykańskie będzie obchodziło 75 urodziny.
Oczywiście od tamtego czasu pojawiły się modyfikacje "planu amerykańskiego" - od góry kadr jest zazwyczaj "cięty" tuż nad głowami pokazywanych w scenie osób; czasem operatorzy pokazują postacie nieco poniżej/powyżej kolan.
Kadr użyteczny ze wszech miar dla fotografów - za długi obiektyw, małe pomieszczenie, brak możliwości cofnięcia się do zrobienia zdjęcia, czy wreszcie kadrowanie w postprodukcji nieudanego ujęcia (na którym część osób ma stopy, a część nie) - to "nasze" zastosowanie "wynalazku" Michaela Curtiza - prosto z Fabryki Snów.