Zazwyczaj w umowie z fotografem można natknąć się na terminy "obróbka i retusz".
O obróbce już pisałam - tutaj
Słowo "retusz" odniosłabym do twarzy i - ewentualnie - sylwetki człowieka na zdjęciu. A konkretnie do usuwania ich "niedoskonałości": drobnych skaz skóry, zaczerwienień, cieni pod oczami, lekkiego maskowania zmarszczek.
Jeśli chodzi o sylwetkę (figurę) to moje ulubione narzędzie w ulubionym programie poradzi sobie z prawie wszystkimi jej mankamentami, które "wyszły" na zdjęciu.
Z reguły nie wymianiamy w umowie w nawiasie co zrobimy ze zdjęciem; tu sporo zależy od wyczucia i doświadczenia tego, kto zabrał się za postprodukcję.
Tu przyznam się, że najwięcej tego typu zabiegów stosuję zazwyczaj w przypadku portretów i zdjęć ślubnych.
Portret - wiadomo, jesteśmy bombardowani wyidealizowanymi twarzami z kolorowych magazynów - nic dziwnego, że Klienci też chcą ideału. Zazwyczaj retuszując portret staram się tylko minimalnie go poprawić. Zostawiam blizny, znamiona. Człowiek na zdjęciu ma być podobny do siebie.
Choć znam takich, którzy i makijaż dorabiają w PS - po co...? Skoro ktoś nie umalował się do zdjęcia, nie nosi makijażu na co dzień po co przedstawiać go jako kogoś innego?
Chociaż... obserwując profila społecznościowe stwierdzam, że sesje w stylu totalnych metamorfoz są coraz popularniejsze, a zazwyczaj właśnie portrety w stylu glamour wymagają najwięcej "szpachli" (fotografujący tak określają mocny blur (satynowanie) cery).
Dawno temu na YoutTube rekordy oglądalności bił filmik o "przeróbce" fotografii starej kobiety o azjatyckich rysach w młodą piękność. Hmm... po co? Chyba żeby pokazać umiejętności retuszującego i mozliwości znanego programu.
Zdarzyło mi się kiedyś na wszystkich zdjęciach ślubnych "podciąganie" biustu Panny Młodej (gorset sukni jest superseksowny, ale po kilku godzinach rozluźnienia na weselu i tańców zsuwa się do pępka i przestaje być seksowny :); na innych "wciąganie" brzucha Panny Młodej - nie była przy nadziei - odpowiedni fason sukienki też w tym pomaga (!).
Miałam przypadek zmniejszana uszu Pana Młodego na "pozowanych" portretach ślubnych. Minimalnego, bo na zdjęciu ciągle był sobą i miał "swoje" uszy...
Nie widzę w tym nic zdrożnego - te zdjęcia sa pamiątką na całe życie, a fotograf dostał wynagrodzenie za świetne zdjęcia, które z dumą będą pokazywać przez całe życie. Nikt nie chce oglądać się na zdjęciach oszpecony, choćby sam przyłożył do tego ręki...
Mój retusz to zatem usuwanie wyłącznie tego co oszpeca i na co nie mamy wpłwu - mocnych śladów czasu - z twarzy i sylwetki, skutków noszenia nie do końca fortunnych ubrań czy zniekształceń mojego obiektwu...
A u Was jak to wygląda...?
Napiszcie na forum :)