Taaaak - czy jesteśmy przypadkowymi czy profesjonalnymi fotografami - obowiązuje nas kulturalne zachowanie i pewne zasady współpracy.
Zaczyna się sezon na chrzciny, komunie i śluby.
Współistnieć bezkolizyjnie z innymi fotografującymi - czyli...?
W dobie coraz lepszych kompaktów, tabletów, aparatów w telefonach komórkowych każdy chce zrobić zdjęcie. I dobrze, bo im więcej zdjęć tym lepsza pamiątka na lata.
Bardzo często jednak zapominamy, że nie jesteśmy sami.
Ilu takich fotografujących spotykam na każdej imprezie... Książkę bym napisała, a muszę się w artykule zmieścić :)
Włażenie w kadr, przemykanie chyłkiem pod obiektywem (a wcale nie chyłkiem i wcale nie pod obiektywem), zapominanie, że ktoś inny też chce mieć zdjęcie i to bez kadru z obcym aparatem/tabletem/telefonem w wyciągniętych rękach... I wreszcie chamskie stawanie przed kimś i robienie zdjęć jak gdyby nigdy nic. A ja oglądam czyjeś plecy...
Zatem...
Do dobrego tonu należy pstryknięcie foty i w usunięcie się na bok. Nie grzebiemy się 5 minut, inni czekają. Nad kadrem myślimy kilka sekund "przed".
Dobrą praktyką jest też rozejrzenie się zanim "złożymy się" do zdjęcia czy komuś nie przeszkadzamy, nie nadepniemy na stopę albo nie przewrócimy się o dziecko, wózek, czyjąś torebkę czy kulę... Staram się zajmować jak najmniej miejsca, nie obijam komuś boków zwisającą z ramienia torbą (zwykle zostawiam ją w bezpiecznym miejscu).
Ślub i chrzciny to osobne przypadki - mnie, jako zawodowcowi, (zgodnie z wytycznymi odpowiedniego szkolenia) nie wolno wchodzić na stopnie ołtarza, kręcić się za plecami księdza; nie wolno mi robić zdjęć podczas kazania - zdarzyło mi się, że ksiądz mnie upomniał, zdradził mnie błysk lampy :)
Wcale nie jest łatwo w tej sytuacji znaleźć sobie dobre miejsce do fotografowania. "Cywili" to oczywiście nie dotyczy...
Na ostatnich chrzcinach - siedmioro dzieci chrzczonych - musiałam stoczyć prawdziwą walkę o miejsce - a przeszkadzał mi tylko jeden fotograf. Był dosłownie wszędzie, z kilku zdjęć musiałam wycinać jego obiektyw. Ani przeskoczyć ani obejść. Nie bardzo jak jest zwrócić uwagę, jesteśmy w robocie i ja i on, nie płacą nam za gadanie. No i co robić?
Komunie są na szczęście bardziej restrykcyjne - zazwyczaj jeden fotograf zostaje wpuszczony do kościoła. I bardzo dobrze, bo może w spokoju wykonać swoją robotę, nie walcząc o miejsce w tłumie.
Walka zaczyna się po zdjęciu grupowym na stopniach kościoła... Najpierw okupacja schodów, potem przedzieranie się przez tłum cioć i wujków robiących zdjęcia i... już można pstrykać :)
Na szczęście coraz popularniejsze są komunijne sesje "domowe" czy choćby w ogrodzie - wtedy można się wykazać fotografując całą zebraną rodzinę. Lubię takie sesje, bo z reguły opada stres i wszyscy - łącznie ze mną, dobrze się bawią. A dobra zabawa = dobre zdjęcia. I świetna pamiątka na lata.
Jakie macie doświadczenia? Piszcie, komentujcie na forum.