Po czwarte – fotografowanie.
Na ostatnim spotkaniu Akademii Odkryć Fotograficznych Wiktor Franko, znakomity portrecista, rozpoczął swoją prelekcję od pytania „po co właściwie portretujecie?”. Myślę, że to dobry wstęp do najważniejszej części tej serii. Jeśli tworzymy dla siebie, staramy się zamknąć w kadrze swoje emocje, lub też pokazać prawdziwe emocje modelki, co wydaje mi się być kluczem do dobrego portretu, stworzyliśmy już dobre podwaliny. Dzięki pomysłowi na sesję wiemy już, co chcemy pokazać, organizacja pozwala nam przestać martwić się problemami związanymi z miejscem, w którym fotografujemy oraz stylizacją, a zbudowana relacja przekłada się na to, że znamy już trochę naszą modelkę, możemy więc spróbować w jakiś sposób znaleźć to, co siedzi w jej oczach. Podstawowe pytanie brzmi jednak: jak?
Odpowiedzi na to pytanie jest tyle, ile jest fotografów. Każdy fotografuje inaczej, jednak prawie każda modelka, z którą przyszło mi pracować mówiła, że podczas sesji najważniejsze jest znaleźć pewien flow podczas współpracy. Ja staram się rozmawiać. Rozmowa na tematy niezwiązane z sesją pozwala odwrócić uwagę (co szczególnie ważne, gdy mamy do czynienia z naturszczykami), rozluźnić naszą modelkę. Nie daję też od razu wskazówek dotyczących pozowania. Pierwsze piętnaście, dwadzieścia minut to typowa rozgrzewka, zapoznanie z obiektywem i warunkami panującymi na sesji, bo ekipa to czasem nawet cztery osoby, pomocnicy, makijażystka. W międzyczasie widzę też, jak zachowuje się osoba, którą fotografuję, jakie pozycje są dla niej najbardziej naturalne. Przy mocnej osobowości nie staram się na siłę ujmować siły, lecz próbuję ją wyeksponować.
Nie mylmy jednak rozmowy z przesadnym zabawianiem, próbą eksponowania emocji. Wszystkie krzyki „dobrze, mocniej, mamy to, jeszcze jednak klatka!”, które słyszymy w programach telewizyjnych związanych z pozowaniem to zwyczajny pastisz. Ucząc się portretować podpatrywałem fotografa, który podczas sesji mówił bardzo niewiele. Lakoniczne polecenia i okazywanie entuzjazmu uśmiechem robiły swoje o wiele lepiej, niż te wymienione wyżej slogany. Nie zapominajmy, że portretowanie to także praca, tworzenie. Dlatego warto pozostawić sobie pewien pierwiastek skupienia, który przekłada się na pracę całego zespołu. Same polecenia nie mówiły też dokładnie o tym, jak powinna ustawić się modelka.
Gdy rzucimy okiem na popularne portale fotograficzne i modelingowe, zobaczymy mnóstwo zdjęć robionych jak od linijki, w tych samych pozach. Jest to pewien sposób na fotografowanie, a na dobrą sprawę prawdą jest, że w zasadzie wszystko, co uważamy za autorskie zaistniało już kiedyś w głowach poprzedników, jednak nie można zapominać o tym, że ciało i jego mowa, mimika, są tak samo unikatowe jak odciski palców. Dlatego o wiele lepiej jest, gdy wykorzystujemy zaobserwowane pozy i charakterystyczny dla danej osoby wyraz twarzy.
Standardów warto się uczyć (polecam tu wydawnictwo Helion, ale także przeglądanie dobrych, bardzo dobrych portali, dyktatorów stylu – włoski Vogue, Lund lund), jednak jak w przypadku kadrowania – w pewnym momencie uświadamiamy sobie, że zasady są po to, aby naginać je tworząc nasz własny, niepowtarzalny styl. Najlepsze kadry to przypadki, krótkie chwile, gdy synchronizacja całej ekipy wchodzi na wyższy poziom. Może to i kolejna porcja truizmów, faktem jest jednak, że w pewnym momencie skupienie całej grupy osiąga punkt kulminacyjny, powoli znika niepewność. Wtedy dwie lub trzy klatki potrafią nadać sensu dwustu zrobionym wcześniej. Ale o wyborze tych dwóch najlepszych za chwilę.
Tekst i zdjęcia: Jakub Bodys